Łosie, wilki, badylarki, zębiełki… Czyli ssaki Białegostoku w opowieści prof. Mirosława Ratkiewicza

O lisie w kampusie UwB, wydrze przy stawach Marczukowskich albo łosiach widywanych na osiedlach, o wyjątkowej bioróżnorodności Białegostoku (41 gatunków ssaków), o wędrówkach zwierząt pod liniami wysokiego napięcia i terenach najcenniejszych przyrodniczo, a także o największych zagrożeniach dla ssaków i ludzi – mówi prof. Mirosław Ratkiewicz z Wydziału Biologii Uniwersytetu w Białymstoku.

Jaki jest Pana ulubiony ssak?

Prof. Mirosław Ratkiewicz, kierownik Katedry Zoologii i Genetyki na Wydziale Biologii UwB i współautor książki „Ssaki Białegostoku”: Pytanie jest niezwykle podchwytliwe i nie ma jednoznacznej odpowiedzi, którego ssaka lubię najbardziej. Przyznam, że pomyślałem o ryjówkach, bo od nich zacząłem swoją przygodę badawczą – a konkretnie doktorat. Natomiast chyba ryś jest tym gatunkiem, który bardzo lubię, głównie z powodów wizualnych. Jest przepięknie umaszczony, ze swymi frędzelkami na uszach, a jednocześnie przerażający. Gdy widzi się, jak ryś poluje na sarny, to w okamgnieniu uświadamiamy sobie, że nie jest to „miły kotek”.

O ulubionego ssaka pytam w kontekście książki „Ssaki Białegostoku”, którą wydało Miasto Białystok w ramach cyklu „Bioróżnorodność Miasta Białegostoku” i której jest Pan autorem wspólnie z Piotrem Rode. Na konferencji prasowej prezentującej publikację mówił Pan tak: „Gdyby Boże Narodzenie miało miejsce nie w Betlejem, a w Białymstoku, to przy żłóbku byłoby 41 gatunków ssaków. To jest nie mniej, niż w Puszczy Knyszyńskiej. Białystok pod tym względem jest absolutnie wyjątkowy”.

Tak, to prawda, ponieważ stolica Podlasia znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie niezwykłej Puszczy Knyszyńskiej, jest położona w regionie bardzo cennym przyrodniczo i wciąż jeszcze mało zmienionym. I rzeczywiście – według naszych danych, jak i informacji zebranych od fotografów przyrody, leśników czy ludzi, którzy bardzo często bywają w terenie – wygląda na to, że przynajmniej 41 gatunków ssaków może w Białymstoku żyć lub okresowo się pojawiać. Oczywiście np. jeleni jest w granicach miasta nieporównywalnie mniej niż w Puszczy Knyszyńskiej, ale są. Występowanie w dużym mieście, jakim jest Białystok, niemal wszystkich ssaków charakterystycznych dla regionu jest wyjątkowe! Badania naukowe pokazują, że w miastach zazwyczaj występuje połowa gatunków w porównaniu z okolicznymi terenami. Choć w Białymstoku nie spotkamy oczywiście żubra, nie ulega jednak wątpliwości, że stolica Podlasia jest bioróżnorodna i znajdują się w niej atrakcyjne środowiska dla dzikich zwierząt. One mogą do naszego miasta wchodzić, a bardzo duża część z nich żyje obok nas na stałe.

Czym Białystok przyciąga tak wiele gatunków ssaków?

Jest kilka powodów. Przede wszystkim Białystok jest otoczony przez cenne tereny leśne. Mam tu na myśli głównie Puszczę Knyszyńską. W granicach administracyjnych naszego miasta znajduje się kilka ważnych kompleksów leśnych. Od północy są to: las Pietrasze i las Wesołowski, a od południa las Solnicki. Są one atrakcyjne dla zwierząt, ponieważ mają dużą powierzchnię i zróżnicowane typy siedlisk. Drugi powód jest taki, że zwierzęta, które pojawiają się w mieście, korzystają z dolin rzek jako naturalnych korytarzy migracji. Są to środowiska dla zwierząt niezwykle korzystne. Dolina Supraśli jest połączona z doliną Białej, która przechodzi przez nasze miasto i w wielu miejscach, na szczęście, wciąż jest niezabudowana (chociaż proces jej zabudowy bardzo niepokojąco postępuje). Pracując przy książce, odkryliśmy również, że linie wysokiego napięcia w bardzo interesujący sposób przecinają nasze miasto. Pod tymi liniami nie ma zabudowań, nie ma dróg, ścieżek rowerowych, czy infrastruktury technicznej. W związku z tym duże zwierzęta, które wejdą np. od południowej strony miasta, mogą bezpiecznie, idąc pod liniami wysokiego napięcia, przejść przez Białystok niemal niezauważone i nie powodując wypadków samochodowych. Białystok jest wciąż „przepuszczalny” dla zwierząt.

UwB Kolizje fot Marek Konarzewski UwB
fot. Marek Konarzewski, UwB

Dzięki temu, chociaż czasami i najczęściej z daleka, możemy zobaczyć łosia czy sarnę. A których ssaków jest w naszym mieście najwięcej?

Oczywiście najwięcej jest gryzoni, czyli drobnych ssaków takich jak mysz polna, czy nornik zwyczajny zwany polnikiem. Niewątpliwie w mieście jest również dużo ssaków synantropijnych i synurbijnych, które przyzwyczaiły się do obecności człowieka i świetnie się czują w miastach (myszy, szczury), jak i niezwykle sympatyczne wiewiórki w parkach i lasach miejskich. Natomiast w Białystoku rzeczywiście możemy spotkać się oko w oko z łosiem, który jest bardzo dużym ssakiem. Niedawno łoś był widziany na osiedlu Leśna Dolina przy przystanku autobusowym. Takie spotkania są niesamowite, ale jednocześnie bardzo niebezpieczne. Jeżeli chodzi o dziki, to we wszystkich miastach jest ich coraz więcej. Wiąże się to m.in. z nieświadomym i nieco bezmyślnym ich dokarmianiem. Te zwierzęta przyzwyczajają się do dokarmiania. Na dodatek, trochę antropomorfizując, można powiedzieć, że dziki „przyzwyczaiły się” do tego, że w miastach się nie poluje. Obecność dzików budzi kontrowersje i niekiedy powoduje problemy, bo mieszkańcy niektórych bloków np. w Katowicach czy Gdańsku niekiedy boją się wyjść z własnej klatki schodowej, bo obok żeruje locha z małymi i nie wiadomo, jak ona zareaguje na ludzi.

Z książki „Ssaki Białegostoku” dowiadujemy się, że w naszym mieście występują takie zwierzęta jak badylarka, darniówka, orzesznica czy zębiełek. Pewnie są tacy, którzy dopiero teraz dowiadują się o istnieniu takich gatunków.

Te nazwy rzeczywiście są niekiedy bardzo zabawne. Np. nazwa zębiełek wiąże się z tym, że jego zęby posiadają dużo jonów żelaza, co czyni je mocniejszymi, ale też nadaje im rdzawy kolor. Wspomniana badylarka to bardzo mała mysz, która potrafi wspinać się po bardzo cienkich źdźbłach, by np. dotrzeć do kłosa z ziarnami. Faktycznie, jedną z informacji od osób, które czytały książkę jest to, że były one zadziwione, jak wiele różnych gatunków występuje w naszym mieście, o których istnieniu wielu nie miało pojęcia. To doskonale pokazuje, że większość tych ssaków żyje w cieniu naszego gatunku. Nawet piszemy w książce o tym, że ssaki od około 100 milionów lat istnieją na naszej planecie. Najpierw żyły w cieniu dinozaurów, a teraz żyją w cieniu człowieka. I ta analogia jest ważna, bo ssaki, z reguły te mniejsze, przetrwały, a dinozaury wyginęły. To powinno dać nam do myślenia i najwyższy czas, byśmy zaczęli doceniać, jak kruche może być życie na naszej planecie i jak ważne są inne gatunki dla naszego dobrostanu, który nie będzie możliwy, jeśli środowiska i gatunki, jakie znamy, przestaną istnieć wskutek naszej zachłanności i ignorancji.

W książce pojawiają się również wilk oraz wielki nieobecny - żubr.

Wilk na obrzeżach Białegostoku występuje i myślę, że – podobnie jak ryś – może, choć bardzo rzadko, przekraczać granice administracyjne naszego miasta. Jak spojrzymy na mapę Białegostoku, to w dużych częściach od południa i północy granica miasta biegnie przez tereny leśne. Wilki w naszym mieście sporadycznie bywają i nie stanowią zagrożenia dla ludzi. Natomiast żubr faktycznie został wymieniony jako wielki nieobecny. Trudno sobie wyobrazić tego wielkiego ssaka w jakimkolwiek mieście. Niedawno pojawił się w Internecie film z żubrem na skrzyżowaniu ulic w Hajnówce. Taka sytuacja jest teoretycznie możliwa także w Białymstoku, ale byłaby dalece niepożądana dla służb i oczywiście dla mieszkańców.

Wiewiórka w Parku Planty, fot. M. Ratkiewicz

Czy któryś z opisanych gatunków ssaków jest szczególnym zagrożeniem dla człowieka?

Gdy obserwuje się procesy, które zachodzą wskutek chociażby rabunkowej gospodarki zasobami przyrody i chęci osiągania krótkoterminowych zysków, to człowiek jest największym zagrożeniem dla naszej cywilizacji. Oczywiście, dzikie zwierzęta były i nadal mogą być zagrożeniem dla nas i to bardzo poważnym. Wszystkie bez wyjątku, poczynając od sympatycznej myszki czy zębiełka, mogą nas w pewnym sensie „zabić”. Pamiętajmy, że kilkadziesiąt procent chorób zakaźnych powodowanych przez różne patogeny pochodzi od dzikich zwierząt. Nam się wydaje, że małe zwierzątko, chociażby taka wiewiórka, jest urocze i niegroźne. Często można zobaczyć w parku, jak rodzic karmi z ręki orzechami wiewiórkę, a dzieci są zachwycone, gdy wiewiórka podchodzi i bierze orzeszek. A co będzie, jeśli ta wiewiórka kogoś ugryzie? Pojawi się wtedy niemały problem i będą prawdopodobnie konieczne szczepienia przeciw wściekliźnie, które są bardzo bolesne. Dlatego tak ważna jest edukacja mieszkańców i zachowanie dystansu do każdego dzikiego zwierzęcia. W przypadku dużych, potencjalnie niebezpiecznych ssaków, jak dziki czy łosie, absolutnie nie możemy ulec fascynacji ich widokiem z bliska, zawsze pamiętając, że nie wolno pod żadnym pozorem do nich podchodzić albo w jakikolwiek sposób próbować je przepłoszyć. Często nie zdajemy sobie też sprawy, że gdy te zwierzęta znajdą się w mieście, to mogą być bardzo zestresowane. Weszły bowiem do środowiska, które dla nich jest nieznane, widzą dużą liczbę ludzi, są przerażone dźwiękami i obecnością samochodów. Pod wpływem stresu niemal na pewno zachowają się irracjonalnie, czyli zamiast uciekać, mogą nas nawet zaatakować, gdy poczują się osaczone. One często wysyłają nam sygnały ostrzegawcze, np. łoś kładzie uszy po sobie, stroszy sierść na karku i w efekcie wygląda tak, jakby pochylał głowę w naszą stronę. Problem polega na tym, że zwykle nie potrafimy tych sygnałów właściwie zinterpretować. Oczywiście widzimy, że coś dzieje się ze zwierzęciem, ale bezrefleksyjnie zakładamy, że jest to „uroczy pluszak”, którego niemal na pewno można pogłaskać. Takie myślenie to prosta droga do wielkich problemów lub nawet tragedii, niestety, na własne życzenie. Oczywistym jest, że nasz gatunek w ciągu ostatnich kilku tysięcy lat oswoił wiele gatunków zwierząt. Wielu z nas ma psy, koty, króliki i inne ssaki w domu i świetnie się z nimi czujemy. Został udowodniony naukowo ich pozytywny wpływ na nasze zdrowie. Jednakże dzik, łoś, jeleń, sarna to nie są zwierzęta, które powinniśmy oswajać i do nich się zbliżać. Oczywiście nieżyjąca już wspaniała profesor Simona Kossak miała oswojoną od maleńkości lochę, ale sama podkreślała: „no, nie polecam”. W jednej z książek poświęconej tej niezwykła osobie jest ciekawa ilustracja, gdy ta locha śpi na wersalce, a Pani profesor śpi obok na dywanie. To dygresja, ale dość istotna, bo dotyka istoty tematu.

Lis w kadrze fotopułapki w kampusie UwB

W „Ssakach Białegostoku” jest mowa o bezpiecznym obserwowaniu zwierząt, a także o tym, dlaczego musimy chronić bioróżnorodność Białegostoku i dbać o to, by ssaki były wśród nas.

Liczba zalet wynikających z obecności dzikich zwierząt w naszym mieście zdecydowanie przekracza liczbę ewentualnych wad. Po pierwsze, jeśli zachowamy bezpieczny dystans, będziemy mieli wystarczającą wiedzę i choć odrobinę rozsądku, to nic złego się nie wydarzy.

Dlaczego potrzebna jest ochrona różnorodności? To temat bardzo rozległy, choć wielu z nas nie rozumie słowa „bioróżnorodność”. Wiemy, że na świecie żyje bardzo dużo gatunków zwierząt, naukowcy opisali około 2 milionów, a może być ich nawet 10-100 razy więcej. Ze zrozumiałych względów część gatunków jest jeszcze nieopisana. Warto wiedzieć, że w złożonych ekosystemach morskich i lądowych, np. lasach, występuje dużo różnych poziomów troficznych reprezentowanych przez ogromną liczbę gatunków, zaczynając od bakterii, a na ssakach i ptakach kończąc. Między nimi istnieją bardzo złożone zależności: jedne zjadają drugie, jedne korzystają z czyichś nor, wzajemnie mogą zarażać się jakimiś pasożytami. Czym to skutkuje? Gdy pojawia się naturalny albo spowodowany działalnością człowieka czynnik, to wywołuje on zaburzenie w ekosystemie. Jeżeli tych gatunków jest dużo i jeden z tych gatunków staje się z jakiegoś powodu, np. wskutek polowań czy wskutek jakiegoś naturalnego kataklizmu, bardzo rzadki, to inne gatunki są w stanie przejąć jego funkcje i ekosystem w naturalny sposób się stabilizuje. Przykład: gdy kornik drukarz zaatakuje świerki osłabione suszą, co się bardzo często dzieje wskutek zmian klimatu, to z kolei inne gatunki drzew, nie atakowane przez kornika, rosną dalej i nadal mają szansę na dobre, a niekiedy nawet lepsze warunki do życia. W efekcie taki bogaty w różne gatunki drzew las staje się bardziej odporny na zmiany klimatu. Natomiast monokultura złożona z samych świerków nie ma takich właściwości.

Inny przykład: łoś zjada sosnę, która jest rośliną pierwszego stadium sukcesji i tak jak świerk, bardzo podatną na zmianę klimatu. Łoś, żerując na sośnie, stwarza warunki dla drzew tzw. wtórnych stadiów sukcesji. Ponieważ funkcja każdego z występujących w ekosystemach naturalnych gatunków jest nieco inna, to dany ekosystem będzie wyglądał i funkcjonował nieco inaczej z konkretnym gatunkiem lub bez niego. Bez bioróżnorodności ekosystemy by się załamały, w efekcie skończyłby się świat, jaki znamy od ustąpienia zlodowaceń, czyli Holocen. Świat stworzony w jego miejsce działalnością ludzi jest podatny na kataklizmy, zdecydowanie mniej stabilny i mniej przyjazny nam i innym gatunkom. Generujemy zmiany, które szkodzą nam samym.

Piżmak, fot. J. Kupryjanowicz

Ssaki są nam potrzebne m.in. do życia w harmonii z naturą, problem w tym, że czyha na nie sporo zagrożeń. To m.in. niszczenie siedlisk, gatunki inwazyjne czy zabudowa dolin rzek – o tym też można przeczytać w „Ssakach Białegostoku”.

Te zagrożenia są wieloaspektowe i zostały one zidentyfikowane na całym świecie przez naukowców, zajmujących się ochroną przyrody. Największym zagrożeniem jest niszczenie siedlisk. Faktycznie przekształcamy naszą planetę w gigantyczne metropolie, wycinamy na potęgę lasy. Duża część gatunków w tych warunkach się nie odnajduje. Pamiętajmy, że nowoczesne miasta, dzięki wiedzy i zdobyczom technologii, możemy uczynić miastami ekologicznymi, inteligentnymi (o tym też piszemy w książce). Jednak obecność tak ekspansywnego gatunku jak nasz, jest aktualnie największym wyzwaniem dla bioróżnorodności. Wciąż popełniamy te same błędy, choć od wieków wiadomo, czym one grożą.

Nawiązując do zabudowy dolin rzecznych: powódź z 1997 roku na południu Polski pokazała, że terenów zalewowych pod żadnym pozorem nie powinniśmy zabudować. Jednak nasz gatunek nie potrafi uczyć się na własnych błędach, bo to wymagałoby stanięcia w prawdzie i w konsekwencji przyznania się do porażki. A ponieważ jako gatunek mamy krótką pamięć, a grunty na terenach zalewowych są tanie, to pokusa dla dewelopera jak i ludzi, którzy mogą kupić tańsze mieszkanie, jest ogromna, a ewentualne konsekwencje bywają dramatyczne lub tragiczne. Nizinna rzeka Biała wydaje nam się niewinną rzeczką, ale po opadzie nawalnym (podczas coraz częstszych ulew) potrafi pokazać swoje srogie oblicze i cechy rzeki raczej górskiej niż nizinnej (co samo w sobie jest zadziwiające). Sporadycznie, ale nie tak rzadko, by móc to zignorować, lokalnie potrafi przyjść niemal dwumetrowa ściana wody i zalewać skrzyżowania w sąsiedztwie rzeki Białej chociażby przy ulicy Cz. Miłosza i J. K. Branickiego, czy w innym miejscach naszego miasta.

Doliny rzeczne to miejsca, gdzie woda jest retencjonowana, by uchronić miasto przed potencjalnym zalaniem. I tereny te nie powinny być nigdy zabudowane, lecz pozostawione dzikiej przyrodzie, gdyż pełnią one bardzo ważne funkcje ekosystemowe. Te obszary łatwo zidentyfikować, bo na co dzień traktujemy je jako margines środowiska życia człowieka. Np. po takich zarośniętych częściowo pokrzywami, podmokłych terenach przy dolinie Białej, nikt raczej nie spaceruje. Mnóstwo tam komarów i innych owadów, za którymi nie przepadamy. Chociaż jest to margines, to jest on bardzo ważny dla naszego życia. Dzięki temu, że tam może wylać się co jakiś czas woda, że mogą tamtędy przemieszczać się dzikie zwierzęta, a nie głównymi ulicami, to zmniejsza się ryzyko lokalnych podtopień oraz kolizji komunikacyjnych z udziałem dzików czy łosi. Nasze miasto jest wyjątkowe, bo nie zamykamy zwierząt i nie grodzimy ich w rezerwatach, gdyż byłoby to antyskuteczne. Powrót dzikich ssaków na zurbanizowane obszary Europy w XX i XXI wieku udowodnił, że model koegzystencji ludzi i dzikich zwierząt działa bardzo dobrze. Oczywiście musi istnieć, jak w bajce o Czerwonym Kapturku, jakaś forma separacji w lokalnej skali, bo nie wyobrażam sobie, że wilk czy dzik przyjdzie na kampus i wejdzie na salę wykładową.

Lis w kampusie UwB, fot. T. Suchowolec

Ale lis podobno w kampusie bywa.

Lis jest regularnie, choć co prawda nie ten sam. Inne ssaki też się pojawiają, były nawet dziki. Wspomniany model separacji w mikroskali polega na tym, że my żyjemy w miastach i miejscowościach, a wilki, żubry i inne duże zwierzęta gdzieś niedaleko, ale raczej w lesie lub na terenach otwartych, z dala od zabudowań.

W których częściach Białegostoku znajdują się siedliska najcenniejsze przyrodniczo?

Jest ich bardzo wiele i powiem przewrotnie, że nawet przy Ratuszu można w nocy spotkać lisa. Oczywiście, nie jest to najcenniejsze przyrodniczo siedlisko. W stawie przy Pałacu Branickich kilka lat temu kąpał się łoś – do dziś jest dostępny film w Internecie. Natomiast, na poważnie, najcenniejsze siedliska są w lasach, w dolinach rzecznych i przy zbiornikach wodnych. Zatem wydrę możemy zobaczyć przy stawach Marczukowskich, ale również na Dojlidach. Wydra w sensie przyrodniczym jest sensacją w naszym mieście, bo jest to wciąż bardzo rzadki gatunek ssaka. Duże ssaki kopytne (poza osiedlami, w których ich być nie powinno) spotkamy w lasach Białegostoku: Pietrasze, Wesołowskim, Zwierzynieckim i Solnickim. Przy torach w lesie Solnickim, niedaleko miejscowości Śródlesie, jest wspaniałe i zarazem dosyć wygodne miejsce do obserwacji bobrów. Atrakcyjny przyrodniczo jest też las Bagno, znajdujący się blisko Puszczy Knyszyńskiej. Takich miejsc jest naprawdę bardzo dużo. W książce „Ssaki Białegostoku” na mapach, które przygotował Piotr Rode, i które konsultowaliśmy z wieloma osobami, pokazujemy, gdzie występują najciekawsze gatunki ssaków i gdzie można je obserwować. Do obserwacji wiewiórek najlepsze miejsca to oczywiście Park Planty i Park Zwierzyniecki. Radzimy właśnie tam zacząć swoją przygodę z obserwacją ssaków w mieście.

Zając na osiedlu Leśna Dolina, fot. K. Dziedzik

Które miejsca do obserwacji zwierząt poleca Pan jeszcze?

Dobrym miejscem będzie strumyk w lesie Pietrasze, niedaleko cmentarza komunalnego, od ul. Pietrasze. Dosyć łatwo tam trafić, jest to bardzo urokliwe miejsce. Tam liczne zwierzęta korzystają z wodopoju i dlatego też możemy oglądać ich tropy nie tylko zimą. W naszej książce znalazł się też krótki rozdział – uproszczony przewodnik do rozpoznawania tropów i odchodów wybranych gatunków ssaków. Obserwacja tropów saren czy dzików w lesie Zwierzynieckim może sprawić dużo frajdy tropicielom przyrody.

Czyli obserwujemy…

Tak, co zresztą bardzo polecam, ale nie podchodzimy. Pamiętajmy również, że zwierzęta też nas obserwują. Gdy będą miały nas dość, to uciekną, a my nawet ich nie zauważymy, nie zorientujemy się, że one nas widziały. Tak często jest z wilkami w Puszczy Knyszyńskiej, których jest sporo. Tu chciałbym jeszcze dodać, że gdy obserwujemy dzikie zwierzę, nawet lisa, który podchodzi pod posesję wieczorem, by poszukać czegoś w śmieciach, to musimy bardzo uważać. Gdybyśmy go zaskoczyli, to on, jeśli poczułby się osaczony, mógłby nas zaatakować. Obserwując zwierzęta, możemy doświadczyć czegoś niesamowitego, możemy poczuć utraconą więź z przyrodą. Wtedy zaczyna się wewnętrzna przemiana, ponownie zaczynamy się czuć częścią przyrody. Koi to nasz narcyzm i megalomanię. Myślimy sobie, że skoro my – jak i zwierzęta – żyjemy i kiedyś umrzemy, to uświadamiamy sobie, że jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż nam się wydaje. One też czują strach, lęk, radość, gniew, głód, złość. Oglądałem niedawno krótki film, gdy rysica przeprowadzała w bezpieczne miejsce swojego syna, który został lekko potrącony przez samochód. Ryś przeżył, a matka opiekowała się swoim prawie dorosłym synem, tak jak człowiek opiekowałby się innym chorym człowiekiem. W opiece pomagała też siostra potrąconego rysia. I choć powinniśmy wystrzegać się antropomorfizmów, to trudno o bardziej „ludzkie” uczucia u zwierząt. Uświadamiając sobie, że tak samo jak inne organizmy żywe jesteśmy częścią świata, łatwiej nam brać za niego odpowiedzialność, a nie dążyć do jego zdominowania i zniszczenia. Dzięki temu stajemy się spełnionymi i szczęśliwszymi ludźmi.

Rozmawiała

Marta Gawina, UwB

Zdjęcia

Mirosław Ratkiewicz, Janusz Kupryjanowicz, Katarzyna Dziedzik, Tomasz Suchowolec