Wysokie budynki w technologii szkieletowej drewnianej – to jest możliwe
Z wywiadu można dowiedzieć się również, jakie korzyści budownictwo drewniane niesie za sobą, jeśli chodzi o środowisko i potencjalnych użytkowników, a także jak realnie wygląda rynek deweloperski w Polsce oraz co trzeba zrobić, by drewno stało się materiałem budowlanym przyszłości.
Zapraszamy do przeczytania rozmowy.
Budownictwo drewniane jest korzystne dla środowiska, bo drewno ma ujemną emisję CO2 (bądź bliską zeru, jeśli liczyć dwutlenek węgla wyemitowany w czasie pozyskiwania/produkcji drewna). Ale jak to wygląda w przypadku zarządzania lasami? Załóżmy, że w Polsce zacznie powstawać coraz więcej budynków drewnianych – jak to wpłynie na lasy? Czy nie przyniesie im szkody przez nadmierne wycinanie?
W mojej ocenie gospodarka leśna w Polsce jest zarządzana w sposób zrównoważony. Lasy Państwowe chwalą się, że rocznie sadzą około 500 milionów drzew, a więc średnio każdej minuty sadzonych jest tysiąc drzew. Dostarczają drewno certyfikowane i gwarantują, że go nie zabraknie. Ilość lasów w Polsce nieustannie rośnie – w tej chwili Lasy Państwowe skupiają się na zmianie drzewostanu. Pozbywamy się świerku, który jest obcym gatunkiem w polskich lasach i przysparza problemów z kornikiem. Ilość terenów zalesionych rośnie i mamy jeszcze spore rezerwy terenów, na których ten las można sadzić, jeśli będzie taka potrzeba.
Moje pytanie wzięło się z obawy o nadmierne wycinanie lasów – taka opinia społeczna jest coraz częstsza, jeśli chodzi o pozyskiwanie drewna. To pewnie echo edukacji ekologicznej, która każe nam chronić zasoby leśne. Zastanawiałam się więc, jak to pogodzić z promowaniem budownictwa drewnianego.
Odpowiem przy pomocy przykładu. Do zbudowania naszego typowego budynku, który oferujemy na rynek szwedzki, potrzeba 67 dojrzałych świerków lub sosen. A budynek liczy 36 mieszkań i ma mieszkalną powierzchnię użytkową wynoszącą ok. 2400m2.
W takim kontekście wydaje się, że to mało.
Tak – to jest relatywnie niedużo. Oczywiście przy stosowanej przez naszą firmę technologii szkieletowej. W przypadku drewna CLT to zapotrzebowanie jest już dużo większe, bo stosujemy grube, masywne płyty. Z drugiej jednak strony magazynuje się wtedy więcej dwutlenku węgla. Osobiście nie uważam, że CLT to technologia, którą należałoby stosować wszędzie – jest po prostu nieekonomiczna. Do czterech kondygnacji spokojnie można radzić sobie w technologii szkieletowej. My postawiliśmy budynki siedmio- i ośmiokondygnacyjne w tej technologii – jest to możliwe.
Częściowo zaczął odpowiadać pan na moje kolejne pytanie – o pozytywne skutki budownictwa w systemie szkieletowym drewnianym dla środowiska i potencjalnego użytkownika takiego domu. Kumulowanie dwutlenku węgla i mniejsze zużycie drewna niż w przypadku CLT. Co jeszcze?
Po pierwsze budynek szkieletowy drewniany jest co najmniej czterokrotnie lżejszy niż budynek tradycyjny. To oznacza mniejsze fundamenty, a co za tym idzie – mniejsze zużycie betonu i stali na fundamenty czy garaż podziemny. Nacisk na grunt też jest słabszy w porównaniu z budynkiem murowanym, a także naprężenia w gruncie są inne, co przy niektórych lokalizacjach ma znaczenie.
Inne pozytywne aspekty dotyczą stricte technologii prefabrykowanej. Przenosimy proces budowy w innej miejsce, co pozwala zmienić pracę robotników budowlanych – nie muszą być narażeni na zmienne warunki atmosferyczne. Możemy – dzięki pracy offsite, czyli poza miejscem budowy – stworzyć bezpieczniejsze środowisko pracy.
Dzięki kontrolowanym warunkom budowy w fabryce możemy dostarczać produkty najwyżej jakości. Mamy określoną, regulowaną temperaturę oraz stabilną wilgotność, nie dochodzi do zawilgoceń, co w przypadku technologii szkieletowej jest bardzo istotne. Staramy się stosować procesy suche (oczywiście poza malowaniem, szpachlowaniem czy układaniem płytek, które wymagają wody, choć relatywnie niewiele). W takich warunkach budynki powstają i są wykańczane bardzo szybko.
Co jeszcze? Zbiorcze dostawy dużymi ciężarówkami ograniczają ślad węglowy. Co innego dziesięć małych ciężarówek z jedną, dwiema paletami, a co innego jeden wielki TIR z kilkunastoma.
Ostatecznie – gdy już wieziemy nasze moduły na plac budowy, pozostaje już tylko krótki montaż, więc ta największa uciążliwość dla sąsiadów, środowiska i zwierząt w okolicy jest bardzo krótka – ogranicza się do tygodnia, zależnie od wielkości budynku. W tym czasie jesteśmy w stanie skompletować czterokondygnacyjny budynek, a potem mamy już tylko prace połączeniowe – bez ciężarówek, raczej mniejsze busy dowożą materiały łączeniowe. Klienci norwescy doceniają tę zaletę. Budowaliśmy tam wiele budynków w centrach miast o intensywnym ruchu kołowym, więc byliśmy zmuszeni prowadzić montaże tylko w nocy – by nie blokować dróg i nie tworzyć korków. To też nie było uciążliwe – sąsiedzi godzili się na to, by przez tydzień nocami pracował dźwig, który zresztą nie jest bardzo głośny, bo nie jest to kucie, uderzanie czy wiercenie, tylko zwyczajna praca silnika na niskich obrotach.
Głównie te zalety technologii prefabrykowanych warto podkreślać w kontekście ułatwień dla użytkowników i mniejszych obciążeń dla środowiska.
To brzmi niesamowicie – budynek wielorodzinny, który powstaje w ciągu tygodnia!
Tak. To też niesie za sobą mniejszą ilość ludzi na budowie oraz stabilne warunki zatrudnienia w fabryce. W fabryce ze stałej obsady około 70% osób pracuje tylko od 7:00 do 15:00, ewentualnie od 6:00 do 14:00. Na dwie zmiany pracuje tylko część załogi od prefabrykacji, gdzie trzeba obsłużyć maszyny. Dajemy tym samym możliwość stabilizacji – pracownicy nie muszą jeździć po różnych budowach, a do pracy dowozi ich firmowy autobus, dzięki czemu mogą łatwiej zorganizować sobie życie prywatne. Na samej budowie wystarczy niewielu pracowników. Jakiś czas temu oglądałem zdjęcia z naszej budowy, gdzie montaż wielkiego budynku prowadziło 5 osób! W czasach pandemicznych to też duży plus, bo zmniejsza zagrożenie. Nasze budynki jest w stanie kompletować i wznosić mała załoga.
Skoro mamy tak dużo plusów – dlaczego wciąż tak mało w Polsce powstaje domów, już nie wspominając o budynkach wielorodzinnych, w systemie szkieletowym drewnianym (niekoniecznie modułowym)? Norwegia, Szwecja i Niemcy to kraje, które stawiają na takie budownictwo, a u nas ono wciąż raczkuje.
To wynika przede wszystkim z rynku budowlanego i mieszkaniowego w Polsce. W tej chwili popyt przewyższa podaż mieszkań. Cokolwiek deweloper zbuduje, to sprzeda. Nie zależy im więc na tym, by zmieniać swój model biznesowy i walczyć o klienta poniekąd od początku, oferując coś nowego. Co prawda niektórzy deweloperzy, zwłaszcza w Warszawie, zaczynają coraz częściej oferować wykończenie pod klucz. Powoli zachodzą jakieś zmiany, ale nadal króluje stan deweloperski, czyli kupowanie mieszkań niewykończonych. Wszystkie prace muszą być wykonane w budynku – szpachlowanie, malowanie. Wiemy, jak to wygląda przy nowo oddanym budynku: choćby ściany wind obite płytami OSB, żeby nie zniszczyć ich ciągłym transportem materiałów wykończeniowych do mieszkań. Tłumy wykonawców prowadzą prace wykończeniowe, jakiś czas na częściach wspólnych jest dość brudno, pomimo że to nowy budynek. Ciężko mieszkać w takich warunkach, kiedy wszędzie wokół trwa remont – tak wygląda rzeczywistość.
Kolejna rzecz to cena, którą kierują się konsumenci. Chociaż tutaj, w przypadku domów jednorodzinnych, coraz więcej osób wybiera technologię szkieletową drewnianą, głównie dlatego, że zależy im na czasie. Budownictwo szkieletowe, nawet takie o niskim poziomie prefabrykacji, czyli tzw. panelowe, pozwala dużo szybciej budować domy jednorodzinne. Taka budowa jest zamknięta w ciągu jednego sezonu. W czasie od 6 do 8 miesięcy mamy wzniesiony dom jednorodzinny, podczas gdy metodą tradycyjną trwa to co najmniej półtora roku. Trudno znaleźć firmę, która zrobi to szybciej, tym bardziej, że poziom wykończenia paneli szkieletowych na starcie jest wyższy – są to ściany z płytą gipsową, która jest dużo łatwiejsza do szpachlowania niż tynki cementowo–wapienne, które wymagają więcej pracy. Widać, że budownictwo drewniane się rozwija, ale z tego co wiem, to przynajmniej w ostatnim czasie zaistniał problem w związku z ceną drewna. Wpłynął na to eksport drewna z Polski – czasami nawet nierejestrowany. Drewno zaczęło znikać, było eksportowane głównie do Chin czy Stanów Zjednoczonych. Braki na lokalnym rynku plus popyt przewyższający podaż – stąd wzrost cen drewna, a więc większy koszt domu w systemie szkieletowym drewnianym. Dlatego dla wielu osób taki rodzaj budowy przestał się opłacać.
W przypadku budownictwa modułowego, które oferujemy jako Unihouse, prefabrykacja pomaga zagwarantować stałą cenę już na etapie podpisywania umowy – taka jest nasza najczęstsza praktyka. By prefabrykacja się opłaciła, budek musi mieć wysoki poziom wykończenia, bo jak mówimy – nie opłaca się wozić powietrza. Warto transportować wykończony budynek, najlepiej z meblami i instalacjami. Wtedy to jest opłacalne i korzystne. Niestety rynek mieszkaniowy w Polsce porównuje ceny stanu deweloperskiego i na tym tle niestety nasz stan pod klucz może nie wyglądać korzystnie.
W czasie debaty na East Design Days mówił pan, że masowe budownictwo drewniane u nas nie istnieje, ponieważ brakuje wykonawców, którzy robiliby to dobrze i brakuje właśnie tej specjalistycznej wiedzy…
To prawda. To bolączka budownictwa drewnianego w Polsce, że nie mamy takiej tradycji. Jeśli nawet była kiedyś, to zaginęła.
Ten zanik jest zastanawiający...
Niestety czasy komunizmu wypleniły wiele rzemiosł, a budownictwo drewniane szczególnie. Nie były to czasy ekologii i myślenia o klimacie, ale po prostu wpychania ludzi w betonowe pudełka, prefabrykowane co prawda, ale jednak betonowe. Wiele wiedzy i tradycji budownictwa drewnianego zaginęło – chociaż gdzieniegdzie jeszcze wciąż to trwa, szczególnie na Podhalu. Wciąż mówi się, że najlepsze ekipy do budowy dachów, to górale. Faktycznie są takie „góralskie ekipy”, które jeżdżą po całej Polsce i te dachy budują. Tak samo do domów z bali warto wynająć podhalańskich specjalistów, bo tam tradycja przetrwała, a niestety w pozostałej części kraju nie uczyło się budownictwa drewnianego z pokolenia na pokolenia. Nawet jako architekt, mający budownictwo na uczelni, niewiele o budownictwie drewnianym mogłem dowiedzieć się w czasie studiów. Nie ma skąd wziąć tej wiedzy, takiej przystępnej choćby dla robotnika budowlanego. A budownictwo szkieletowe jest wymagające. Najlepsze są w tym ekipy, które mają doświadczenia z Norwegii, Szwecji czy choćby Stanów i Kanady – osoby, które wracają z tych krajów i zaczynają tu wykorzystywać swoją wiedzę. I robią to dobrze, bo wiedzą np. jak ważne jest odpowiednie połączenie membran czy odpowiednie poszycie płyt.
Ciągłym problemem jest jednak brak standardów. W Polsce nie ma ogólnodostępnej wiedzy na temat budownictwa drewnianego szkieletowego, np. „Jak powinna wyglądać dobrze zrobiona ściana?”, tak samo z odbiorem – nikt tego odpowiednio nie dopilnuje, bo nie ma doświadczenia i nie wie, czy coś zostało zrobione dobrze czy nie. Brakuje rzemiosła w Polsce – jeśli chodzi o konstrukcje drewniane. Tu odsyłam zawsze, by uczyć się od innych. Dobrze znam rynek norweski, więc nim się posłużę. Tam dostępne są biuletyny z instrukcjami, jak budować z drewna. Instrukcje te dotyczą wielu szczegółów i każdy może sobie wykupić dostęp do wiedzy i zobaczyć – dosłownie obrazkowo – jak powinien być zbudowany dom z drewna czy jak zbudować drewniany taras, zadaszenie, połączyć fundamenty ze ścianą – mnóstwo informacji.
Czyli jest to wiedza dostępna powszechnie?
Tak, w Norwegii jest to wiedza powszechnie dostępna, każdy może z niej korzystać. Baza jest cały czas aktualizowana. Natomiast w Polsce nie wiadomo, gdzie sięgnąć, jeśli potrzebujemy takiej specjalistycznej wiedzy. Wiem, że niektóre firmy budowlane, choćby Steico, mają taki podręcznik z instrukcjami, jak budować domy, ale promują w nim swoje produkty, pewnie dlatego nie każdy może czy chce z tego skorzystać. Podsumowując: brakuje fachowej wiedzy, nie wiadomo, jak budować ani jak sprawdzić, czy jest dobrze zbudowane. To główna pięta achillesowa budownictwa drewnianego w Polsce.
Gdyby – tak idealistycznie – mógł pan sobie wyobrazić, co trzeba zrobić, by drewno okazało się materiałem budowlanym przyszłości? Może jakieś rozwiązanie na poziomie państwa? Kampania społeczna? Stworzenie bazy wiedzy?
To złożony temat. Ze strony państwa należałoby przyjrzeć się rynkowi obrotu drewna. Bywa, że momentami eksport wymyka się spod kontroli. Są tartaki, które kupują surowe drewno i natychmiast je sprzedają za granicę, zamiast je przerabiać i wypuszczać na rynek polski, jak na tartaki przystało. Warto byłoby przyjrzeć się gospodarowaniu pozyskanego już z lasów drewna.
Kolejna kwestia, to stworzenie ogólnodostępnych podręczników czy katalogów, które z jednej strony opisywałyby, jak dobrze i bezpiecznie budować z drewna, a z drugiej, jak odbierać drewniany budynek i takie prace nadzorować. Oczywiście to już zadanie nie dla rządu, a raczej dla instytucji związanych z budownictwem drewnianym.
Następna sprawa, to oczywiście edukacja. Należałoby zwiększyć edukację dotyczącą budownictwa drewnianego, zarówno na uczelniach technicznych (politechnikach, wydziałach architektury), jak i w szkołach średnich – technikach czy szkołach branżowych. Warto rozpowszechniać wiedzę nie tylko na temat zalet takiego budownictwa, ale przede wszystkim na temat metod budowania – dobrych i bezpiecznych praktyk.
Idealnie byłoby, gdyby pojawiły się zachęty ze strony państwa do budowania takich budynków – w postaci jakichś dotacji czy innych form wsparcia – z jednej strony dla firm budujących z drewna, a z drugiej – dla prywatnych inwestorów, chętnych, by w takim domu zamieszkać.
Oczywiście pewne działania są prowadzone, mamy np. Polskie Domy Drewniane, które w pewnym zakresie wpływają na promowanie tej idei. To jednak wciąż za mało.
Warto byłoby, tak jak mówiłem, zadbać o pozostawienie drewna na rynku polskim, stworzyć „know how” dostępny dla wszystkich, a także przyszłych absolwentów kierunków architektonicznych i budowlanych odpowiednio edukować pod względem wiedzy o budownictwie drewnianym.
Miejmy nadzieję, że z czasem tak właśnie będzie. Dziękuję za rozmowę!
Rozmawiała:
Joanna Buharewicz
Zdjęcia
Unihouse SA